Leć Adam, leć!!!
Z czym kojarzy Wam się zima?
Śnieg, zimno, Boże Narodzenia, zimowe opony, breja na ulicach- wiadomo.
Mnie zima kojarzy się z jeszcze jednym zjawiskiem – zima to skoki narciarskie!
Ile razy siedząc w fotelu słyszałam głos mojego ukochanego Włodka Szaranowicza i magiczne hasło- Leeeeeć Adaaam, leeeeeeć!
O rety, ale to były czasy….A czy Małysz to na pewno je tę bułkę z bananem? I że Hannawald to na bank też tak je , bo ma coraz lepsze wyniki.
I zawsze nurtujący mnie problem – 1 stycznia z bólem głowy – który umówmy się wcale nie był mały – po co oni skaczą w Nowy Rok???
Tym przydługim wstępem chcę się Wam zwierzyć, że zawsze – ale to zawsze chciałam pojechać na konkurs takich skoków.
No nie w Nowy Rok wiadomo – bo kto by zmęczony w fotelu siedział? Ale tak w grudniu jakimś, albo w styczniu?
Pojechałam! Na skocznię! I to nie byle gdzie bo do samego Garmisch- Partenkirchen.
Czyli tam, gdzie skaczą w Nowy Rok. Tylko ja pojechałam w sierpniu, było jakieś plus milion na termometrze i skocznia z igielitem.
Ale i tak szał – serio!!!
Moje postanowienie, żeby pojechać na skocznię w zimie nabrało jeszcze większej mocy!!!
A że moje motto to – im bardziej wierzysz w coś to to na bank się ziści (naczytałam się kiedyś motywujących przewodników) – to się spełniło!!!
Kupiliśmy bilety na skoki w Titisee neustadt w Niemczech. Panie Boże jaki szał!
Ubraliśmy się jak na Syberię, wsiedliśmy do auta i fruuu…jedziemy.
Droga super, do momentu jak zaczęliśmy wspinać się po górskich drogach.
Zaczęło lać. I wiać. I to wiało konkretnie. Mama wysłała sms – skoki przełożone!!!
I tak chyba dwa razy jeszcze wysyłała te smsy bo my przedzieraliśmy się przez ścianę deszczu, najpierw szukając skoczni a potem miejsca pod nią.
Miejsca, żeby zaparkować. W końcu udało się i tu pojawił się mistrz świata na letnich oponach w śniegu po kolana.
Na parkingu od razu zebrała się grupka silnych panów która próbowała opanować kręcącego się w kółko mistrza świata.
W końcu mistrz świata odpuścił i zostawił auto na środku. Serio:)
Pobiegliśmy radośnie z strugach marznącego deszczu pod skocznię, gdzie wszyscy czekali i czekali i czekali…
Po godzinie skoczył. Przedskoczek. Jeden, drugi i trzeci.
I nic.
Czekamy dalej.
A ten deszcz leje. Wszyscy mokrzy. Dzieci przemoknięte ale szczęśliwie. Przynajmniej Kuba bo z radością tarzał się po śniegu.
Julka się nie tarzała, ale nie narzekała…
I nagle!!!
Skaczą!!!
Jeden prawdziwy skoczek, drugi ….Ja juz szaleję…ale super…suuuper
Maaammmooo!!! Może już pójdziemy do auta?
Eee Kuba serio???
Serio. Dziecko mokre, z nosa leci, rękawiczki cieknące….Masakra
Z boku zobaczyłam jeszcze jak skacze Noriaki Kasai i to wszystko.
Ale byłam na skoczni? Byłam?
Poczułam atmosferę nie tylko siedząc w fotelu? Poczułam.
Wydałam kasę na bilety? A jakże….
Jak już zjechaliśmy z gór mama wysłała sms – druga seria odwołana….
Tyle mojego;)
KOMENTARZE